Wychowywałem się w czasach rozkwitu popularności drukowanej prasy motoryzacyjnej. Istotnym działem w gazetach były wtedy testy porównawcze samochodów. Volvo w większości przypadków niestety przegrywało je z kretesem. Okazywało się za ciasne, za drogie, albo źle się prowadziło. Teraz, dobrych 20 lat później stawiam bitcoiny przeciwko orzechom, że nowe Volvo V60 w obiektywnym porównaniu kombi segmentu premium rozgromiłoby konkurencję walcząc o pierwsze miejsce. I to bynajmniej nie od końca.
Co się właściwie stało, że skandynawskie samochody nagle przestały być tymi „gorszymi” od BMW, Audi i Mercedesów? Odpowiedź jest prosta. Wszystko. Stało się dosłownie wszystko. Volvo zmieniło nie tylko język stylistyki, ale i wydoroślało pod względem stosowanej technologii i zestrojenia układów jezdnych. Szwedzkie auta nie mają już pudełkowatych kształtów a detalami nadwozia w piękny sposób nawiązują do modeli produkowanych w latach 60-tych. Zmianę designu przeprowadził Thomas Ingenlath – projektant niemieckiego pochodzenia, sprowadzony do Volvo z Volkswagena. Wymusił on na kierownictwie firmy, by nowoopracowywane platformy podwoziowe oprócz funkcjonalności zapewniały też samochodom odpowiednie proporcje. Ten mix okazał się skuteczny i Volvo V60 o którym teraz czytacie jest tego kolejnym przykładem.
Kombi klasy średniej bazuje na tym samym modułowym „szkielecie” podłogi typu SPA z którego korzystają już serie 90 oraz XC60. Przy sporym rozstawie osi wynoszącym 2872 mm V60-ka zapewnia pasażerom mnóstwo miejsca we wnętrzu, które pod względem wyglądu i jakości wykonania w niewielkim stopniu odbiega od droższych modeli skandynawskiego producenta. Jedynym ewidentnym mankamentem kabiny Volvo jest wysoki tunel środkowy który w wersjach hybrydowych mieści akumulatory. We wnętrzu najbogatszej odmiany wyposażeniowej V60 nazwanej Inscription znajdziemy skórę, drewno i metal. Pośród zastosowanych tworzyw wszystko jest tym, na co wygląda a nawet jeśli tym nie jest, to naprawdę trudno się tego domyślić.
Centralny punkt minimalistycznie urządzonej kabiny Volvo V60 stanowi oczywiście wielki tablet umieszczony na środku deski rozdzielczej. Przy okazji testów innych modeli Volvo napisałem już o nim chyba wszystko. Tym razem więc dla odmiany przekażę Wam dwa fakty na temat szeroko pojętej elektroniki samochodu. Po pierwsze w menu komputera pokładowego V60 można doszukać się czegoś takiego jak „blokada prywatna”. Na ekranie tabletu wprowadzamy znany nam tylko kod, dzięki któremu duży 529-litrowy przedział bagażowy zostaje zaryglowany. Funkcja przydatna, gdy oddajemy samochód obsłudze hotelowej bądź warsztatowi i nie życzymy sobie, by ktoś przeglądał zawartość bagażnika.
Druga ciekawostka to tzw. Red Key. Do V60, podobnie jak do innych nowych Volvo, można zamówić dodatkowy kluczyk o takiej właśnie nazwie. Jest on dopisywany do pamięci komputera samochodu i ustawia się dla niego limit prędkości pojazdu, głośności radia i parę innych parametrów. Pożyczając nasze Volvo dziecku dysponującemu Red Key, zwiększa się więc szansa na to, że samochód wróci do nas w jednym kawałku. Co ciekawe, Volvo V60 może mieć zapisane w swojej pamięci komputera aż 12 różnych kluczyków. Gdyby więc ktoś miał jedenaścioro dzieci…
Dość jednak pisania o dziwactwach współczesnej technologii. Jak V60-ka jeździ? Najkrótsza odpowiedź brzmi: jak pomniejszone V90. W konstrukcji zawieszenia samochodu zachowano ten sam układ z podwójnymi poprzecznymi wahaczami z przodu i kompozytowym resorem piórowym z tyłu. To oznacza praktycznie identyczny poziom komfortu, co w większym modelu. Pomimo zamontowania 19-calowych kół (standardem jest 16 cali) V60 miękko pochłania nierówności drogi pozostając stabilne nawet w szybko pokonywanych zakrętach. Kto lubi dynamiczne starty spod świateł, powinien jednak rozważyć dokupienie napędu na cztery koła. Zrywny dwulitrowy 190-konny diesel z dwiema turbosprężarkami rozwijający 400 Nm momentu obrotowego nie przenosi na nadwozie żadnych wibracji, ale potrafi mocno szarpnąć przednimi kołami, zrywając przyczepność podczas ruszania.
Inna sprawa, że silnik podobnie jak cała reszta samochodu, jest fenomenalnie wyciszony. Zadowala się też małą ilością paliwa (w trasie niecałe 6l/100km) a wprowadzany na wysokie obroty brzmi miękko. Trochę jak benzynowa jednostka. Dzięki temu wszystkiemu, pokonując kilometry za kierownicą Volvo dosłownie wypoczywamy obserwując pejzaż przesuwający się za szybami. Czyż to nie piękne uczucie? Piękne ale i kosztowne. Za kojący spokój prowadzenia V60 zapłacimy co najmniej 147 tys. zł (wersja z ręczną skrzynią biegów i silnikiem diesla o mocy 150 KM). Samochód testowy z całym wyposażeniem dodatkowym wyceniono na ok. ćwierć miliona złotych. Cóż, jeśli kogoś stać – warto.
Tekst i zdjęcia: Adam Kołodziejczyk
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|