Stereotyp jest taki: samochody Volvo kupują spokojni ludzie. W atmosferze rodzinnego ciepła wiodą dostatnie, kulturalne życie upper middle class. Zamiast wódki przebierają w winach, córkom fundują lekcje gry na fortepianie i lubią domowy sos pomidorowy. Temu towarzystwu daleko do świecenia latarką po twarzy z tekstem „proszę otworzyć bagażnik”. Tyle tylko, że to wszystko nie dotyczy nabywców wersji Polestar modelu S60 – zabawki z pogranicza czystego obłędu i bajki o chłopczyku, który chciał się zaprzyjaźnić z piorunem. Kumacie? Nie szkodzi, ja też nie…
Czytając broszurkę Volvo faszerujemy się informacjami o tym, jak to S60-ka Polestar powstała „..dzięki dwóm dekadom doświadczeń w wyścigach samochodowych i dogłębnej wiedzy o możliwościach aut…”. Pięknie napisane. Wystarczy jednak zasiąść za dużą kierownicą obszytą od wewnątrz mechatym nubukiem (pojawia się też na wygodnych fotelach, drzwiach i podłokietniku), a potem uruchomić dwulitrowy 367-konny silnik, by zrozumieć, że za niecałe 290 tys. zł zostawione w salonie Volvo można wejść w posiadanie prywatnego pioruna. Mamy go pod prawą stopą. Czeka na uwolnienie solidnym wdepnięciem pedału gazu w podłogę. Jazda!
Po przestawieniu w tryb sportowy (pociągnięciem lewarka 8-biegowego „automatu” w bok), dzikie Volvo Polestar otwiera dwa zawory w aktywnym układzie wydechowym ze stali nierdzewnej i zaczyna dosłownie ryczeć, wypluwając spod podwozia złowrogie grzmoty. Szykuje się burza! Uruchom procedurę startową, a przeżyjesz coś, co można porównać do wystrzelenia z procy. Na postoju silnik napędza turbosprężarkę wchodząc na ok. 2 tys. obr/min. Samochód „buczy”, przysiada na tylnych kołach trzymany w uścisku hamulców (przednie tarcze mają średnicę 37 cm!), po czym zwolniony wystrzela w kierunku horyzontu jak przyssany do jezdni. Pierwsze trzy biegi w automatycznej skrzyni Aisin obdarzonej specjalnym oprogramowaniem dosłownie przelatują do góry. W około 5 sekund mamy na liczniku 100 km/h, a po następnych dziesięciu ocieramy się już o niecałe 200 km/h. Gdzie w Polsce można jeździć z takimi szybkościami? Nigdzie! I o to chodzi.
Polestar jest ostrą zabawką dla ludzi, którzy kochają samochody i od czasu do czasu kompletnie przewraca im się w głowie od zapachu 98-oktanowej benzyny (tylko na takiej pracuje sportowe Volvo). Spod aluminiowej maski pod którą, między kielichami pręży się cieniutka rozpórka z włókna węglowego, w czasie jazdy S60-ką dobiega cichy jednostajny jęk. To mechaniczny kompresor wspomagający turbosprężarkę. Buduje przyjemny niepokój i świszcząc zdaje się zawodzić „pamiętaj, że tu jestem”. W tej atmosferze wprost nie da się jeździć powoli. Ścisnąwszy mocniej kierownicę smagasz więc uderzeniem w gaz czterocylindrowy motor T6 uzbrojony w zmodyfikowane ostrzejsze wałki rozrządu, przeprojektowany układ dolotowy, wydajniejsze wtryskiwacze paliwa i wzmocnione korbowody. Przez ułamek sekundy, do 3 tys. obr./min. niewiele się dzieje, ale potem czujesz już solidne uderzenie mocy. Przy 5 tys. obr./min. Volvo dostaje prawdziwego szału! Twarde, mechanicznie regulowane amortyzatory Ohlinsa osadzone na wzmocnionych łożyskach kolumn, w standardowym ustawieniu zostawiają kierowcy resztki komfortu, ale na większych wybojach i tak podrzucają samochód do góry. To nic – myślisz i jeszcze głębiej wciskasz gaz… Obłęd!
W miejskich warunkach, podczas gonitwy po serii rond łączonych prostymi, łatwo przekonać się do czego Volvo jest zdolne. Ten samochód musiał powstać z połączenia stali i heroiny. Właśnie tak pomyślisz, gdy rzucisz się w kolejny nawrót nie czując podsterowności towarzyszącej mocnym autom z wielkimi silnikami z przodu. Czary? Niezupełnie. Za neutralne zachowanie Volvo, oprócz lekkiego motoru o niewielkiej pojemności odpowiada też odpowiednio zestrojony układ napędu na cztery koła. Wprost przykleja on samochód do drogi. Po rozłączeniu układów antypoślizgowych, gdy więcej momentu obrotowego płynie na tylną oś, Polestar może też bezpiecznie wiercić się po jezdni zarzucając lekko „ogonem”. Robi to na życzenie kierowcy podczas przyspieszania na wyjściach z zakrętów. Genialna zabawa w którą człowiek łatwo się wciąga!
Tak – 367-konne Volvo to angażująca kierowcę maszyna obdarzona jedną bardzo ważną cechą. W dobie współczesnej motoryzacji producenci aut często starają się robić samochody, w których wciśnięcie guzika na desce rozdzielczej diametralnie zmienia zachowanie układu jezdnego i silnika: z komfortowej leniwej limuzyny w dzikiego sportowca. S60 Polestar zdaje się stać w opozycji do tego trendu. Pomimo rozbudowanej elektroniki czuje się w nim pewną prawdziwą mechaniczną twardość – wściekłość, którą cały czas ma pod skórą. To wyrazisty charakter. Kocham takie samochody. I ludzi, którzy mają odwagę być na tyle zwariowani, by je kupować.
Tekst: Adam Kołodziejczyk, zdjęcia: Autor, Grzegorz Tereba
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|