Vitara zawsze kojarzyła mi się z prawdziwym lekkim samochodem terenowym. Nic dziwnego – w górskiej miejscowości wypoczynkowej do której jeżdżę na wakacje mnóstwo mieszkańców używa starych Suzuki jako pojazdów do prawdziwych zadań specjalnych. Spotkanie tam kilkunastoletniej Vitary na górskim szlaku – wydawałoby się pośrodku niczego – jest sytuacją całkiem normalną. Leśni zbieracze jagód z Beskidu Sądeckiego wykorzystują Suzuki do transportu pracowników i skrzynek z owocami. Ich samochody są zaniedbane, mają przeróbki których legalizacji nie jestem sobie w stanie wyobrazić nawet po pięciu piwach, ale niezłomnie brną do przodu stromymi leśnymi podjazdami. Tak kończą swój żywot, bo są to już w większości ponad 20-letnie egzemplarze przeżarte korozją i niezbyt zadowolone z tego, co użytkownicy im fundują. Czy nowe Vitary też czeka taka jesień życia? Raczej nie.
Model sprzedawany w obecnej postaci to pojazd innej kategorii. W przeciwieństwie do swoich poprzedników nie ma nadwozia osadzonego na ramie i napędu 4×4 z dołączaną przednią osią. Nie grzeszy też mechaniczną topornością, tak cenioną na górskim zboczu oddalonym o 20 km od najbliższej miejscowości, gdzie nie można tak po prostu powiedzieć „Wiesiu, przynieś mi komputer diagnostyczny”…
Nowa Vitara to klasyczny crossover, nieco mniejszy od Nissana Qashqaia. Jej napęd 4×4 AllGrip bazuje na dołączanej tylnej osi, na którą może popłynąć maksymalnie do 50 procent momentu obrotowego. Patrząc na ten opis i dodając do niego typowy dla SUV-ów prześwit (18,5 cm) nie bardzo chce się wierzyć, że Suzuki jest zdolne pokazać coś imponującego w terenie. Cóż, właśnie dlatego zabrałem testowy samochód do kopalni piasku…
System 4×4 w Vitarze ma kilka trybów działania, przy czym programy AUTO i SPORT należy zostawić sobie na utwardzoną drogę. Teoretycznie czymś się od siebie różnią, ale w praktyce przełączając między nimi trudno wyczuć jakiekolwiek zmiany w zachowaniu samochodu. Jest jeszcze tryb SNOW: program ten powinien nadawać się do lekkiego terenu i do poruszania po śliskich nawierzchniach, lecz niestety jest w nim wyczuwalna wyraźna zwłoka w dołączeniu napędu tylnej osi. Bywa to denerwujące, szczególnie w sytuacji, gdy akurat nie mamy pewności, czy damy radę przejechać wybraną przeszkodę. Dlatego właśnie na wypady do lasu (lub do kopalni…) polecam od razu przestawić system 4×4 na program LOCK (stały rozdział momentu obrotowego po 50 proc. między osie). Maksymalna szybkość poruszania się w tym trybie to 60 km/h. Więcej nie można (w trosce o trwałość, układ dezaktywuje się), ale i nie potrzeba. Suzuki ochoczo rzuca błotem na lewo i prawo, dzielnie wygrzebując się z małych pułapek piaskowych. Próbę w kopalni zalicza bezproblemowo.
Testowana wersja Vitary to wariant AllGrip z literką „S”. To oznacza, że prócz organizowania wycieczek w miejsca, z których będą Was wyganiać strażnicy porządku da się również całkiem sprawnie jeździć Suzuki po asfalcie. Dynamikę zapewnia benzynowy 140-konny, 1,4-litrowy silnik. Wyposażono go w system zmiennych faz rozrządu, bezpośredni wtrysk paliwa (pracuje pod ciśnieniem do 200 barów), kolektor wydechowy ujednolicony z głowicą oraz niewielką turbosprężarkę (dostarczaną przez Mitsubishi). Tajemnicą dobrych przyspieszeń Vitary jest nie tyle sama moc, czy spory moment obrotowy (220 Nm) ile to, że samochód niewiele waży: ok. 1200 kg. Efekt? Po przekroczeniu mniej więcej 2 tys. obr./min. (czyli mimo wszystko nieco później, niż reagują np. volkswagenowskie jednostki TSI), silnik Suzuki zaczyna tryskać mocą. Robi to na tyle skutecznie, że samochód wprost wyrywa do przodu, a przyspieszenia są więcej niż wystarczające (w 10,2 sek. do „setki”).
Z dużymi szybkościami nie należy jednak w Vitarze przesadzać. Układ kierowniczy pracuje odpowiednio, lecz zawieszenie zestrojono miękko, a to oznacza dobre tłumienie nierówności, ale i spore przechyły na zakrętach. Do szybkiej jazdy nie zachęca też opornie działający lewarek skrzyni biegów z którym trzeba się nieco użerać, by zapinać właściwe przełożenia. Vitara, to jednak nie Subaru WRX STI, tylko rodzinny crossover w którym powinniśmy docenić inne walory, niż te dotyczące wyłącznie dynamicznej jazdy. W tym kontekście niestety 375-litrowy bagażnik może okazać się trochę za mały. Bardziej niż jego pojemność będzie nas jednak denerwowała twardość tworzyw sztucznych zastosowanych do wykończenia całej kabiny Suzuki. Drażni ona szczególnie w zestawieniu z ceną samochodu.
Trzeba się dobrze trzymać fotela, by z niego nie spaść widząc w katalogu kwotę blisko 100 tys. zł za to auto. Vitara S radzi sobie w terenie i ma udany nowoczesny silnik z turbodoładowaniem oraz komfortowo zestrojone zawieszenie. Są to niezaprzeczalne atuty, ale nie zapominajmy, że cenowo Suzuki plasuje się blisko dużo większych crossoverów z napędem na cztery koła, takich jak np. Toyota RAV-4.
Tekst i zdjęcia: Adam Kołodziejczyk
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|