Litr. To dużo czy mało? Zależy oczywiście od tego, co kupujemy i jak z tego będziemy korzystać… Drwiąc z samochodów w tonie motoryzacyjnych petrolheadów można by powiedzieć, że litr to może mieć co najwyżej karton na mleko, ale na pewno nie silnik spalinowy. Tymczasem w XXI wieku praktyka dnia codziennego pokazuje co innego.
Do obecnej generacji Forda Mondeo montowany jest motor 1.0 Ecoboost. Pomijając wyniki sprzedaży tej wersji, sam fakt pojawienia się jej w cenniku pokazał, że o nowoczesnych trzycylindrowcach z turbodoładowaniem nie należy już myśleć jako o czymś, co ocierając się o kuriozum dotyka co najwyżej segmentu kompaktów. Tam zresztą turbo-trójki rozpowszechniły się do tego stopnia, że równie łatwo teraz o model, który takiego silnika jest pozbawiony jak o taki, który może go mieć. Czyżby kontynuując swoją ofensywę trzycylindrowce miały niebawem wejść też do segmentu crossoverów? Testowane odświeżone Suzuki SX4 S-Cross zdaje się potwierdzać ten trend.
Zdania na temat wizualnej strony faceliftingu S-Crossa są podzielone. Wiem – niektórzy powiedzą, że teraz maska w tym samochodzie się nie domyka, ale właśnie tak to ma wyglądać… Montowany na Węgrzech SX4 w palecie Suzuki plasuje się nieco powyżej Vitary, od której jest o ponad 10 cm dłuższy i w podstawowej wersji o jakieś 5000 zł droższy. Różnicę w wielkości obu pojazdów widać na pierwszy rzut oka. Mówię tu nie tylko o pojemności bagażników (430 l kontra 375 l ), ale przede wszystkim o ilości miejsca we wnętrzu. Więcej przestrzeni na nogi dostępnej dla pasażerów podróżujących z tyłu SX4 to główna zaleta i zasługa dłuższego rozstawu osi (2,6 kontra 2,5 m). W drugim rzędzie siedzi się stosunkowo wygodnie, jednak kanapa mogłaby mieć nieco mocniej pochylone oparcie. Każdy, kto wsiądzie do Suzuki oprócz dużej przestrzeni od razu odczuje też niestety kiepską jakość tworzyw sztucznych. Materiały użyte do wykonania deski rozdzielczej i boczków drzwi są twarde jak skała. Na domiar złego postukują na nierównościach, co potrafi denerwować. A jak sprawuje się jeden z nowych turbodoładowanych silników, które trafiły pod maskę SX-a przy okazji modernizacji nadwozia?
Testowana 1,0-litrowa, trzycylindrowa benzyna ma swoje zalety i wady. Zacznijmy od pozytywnych stron. Na plus należy zaliczyć umiarkowany apetyt na paliwo. Podczas testu samochód zużył w trasie ok. 6 litrów bezołowiówki na 100km, co jest wartością dobrą. W mieście Suzuki dorzuca do wspomnianego wyniku ok. 2 l/100km. Nie sądzę, by czterocylindrowemu wolnossącemu 1.6, którego zastępuje 1.0 Boosterjet udało się wypić mniej benzyny.
111-konny S-Cross nie jest szybkim samochodem, ale podczas prowadzenia go czuje się przyjemne chwile w których narasta moment obrotowy ciągnący pojazd do przodu (ma to miejsce poniżej 80 km/h). Czegoś podobnego z pewnością nie doświadczymy w benzynowym wolnossaku, którego zastępuje 1.0 z turbiną i bezpośrednim wtryskiem paliwa. Żeby nie było zbyt słodko: znajdą się też wyraźne wady nowego napędu. Na pierwszy plan wysuwa się kultura pracy. Po uruchomieniu na zimno niewielki motor drży i długo nie ma ochoty nabrać lepszych manier. Kolejnym mankamentem Suzuki jest obecność 5-biegowej przekładni ze stosunkowo długimi przełożeniami. Efekt? Jadąc z prędkością ok. 80 – 90 km/h kierowca musi co chwilę redukować do czwórki. Jeśli tego nie będzie robił, przy jakiejkolwiek próbie przyspieszenia z niższych obrotów samochód zupełnie straci zrywność.
Suzuki nie jest stworzone do podróży pozamiejskich z dużymi szybkościami i potwierdzenie tej tezy znajdziemy w kolejnych wrażeniach towarzyszących jeździe tym samochodem. Nadwozie jest podatne na boczny wiatr, a układ kierowniczy pracuje zdecydowanie zbyt lekko, co utrudnia utrzymywanie toru jazdy. Zawieszeniu zdarza się twardo zebrać poprzeczne nierówności. Na szczęście ogólną ocenę zachowania auta ratuje niewielka masa własna (1,2 tony), która wpływa na odczucia kierowcy podczas pokonywania zakrętów. W szykany można wchodzić z zaskakująco dużymi prędkościami – jakby zupełnie wbrew zestrojeniu zawieszenia i układu kierowniczego. Suzuki porządnie „klei się” do zakrętów dzięki obecności napędu na cztery koła z dołączaną tylną osią. System AllGrip znany z Vitary prowokuje też kierowcę do zapuszczania się w lekki teren…
Na koniec wypada wspomnieć, że S-Cross, podobnie jak Vitara, jest dość drogim samochodem. Podstawowa wersja z układem 4×4 kosztuje minimum 80 tys. zł, choć fakt faktem – jej wyposażenie jest właściwie pełne. Najgorsze jednak wydaje się to, że poza sprawnym napędem na cztery koła trudno mi wskazać w SX4 jedną naprawdę „wybitną” cechę uzasadniającą wydanie tak dużej kwoty…
Tekst i zdjęcia: Adam Kołodziejczyk
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|