Segment premium wśród aut klasy D to naprawdę trudny kawałek rynku. Nie ma chyba marki, która wie o tym lepiej niż Mercedes będący swego rodzaju ikoną motoryzacyjnego luksusu. Pierwszy masowo produkowany „mały” samochód ze Stuttgartu stanowiący ukłon w stronę młodszej i mniej bogatej (nigdy – biednej!) klienteli pojawił się ponad 30 lat temu. 190-ka – bo o niej oczywiście mowa – dysponowała aerodynamicznym nadwoziem stylizowanym przez Bruno Sacco oraz paroma innymi atutami w rodzaju niezależnego tylnego zawieszenia czy dopracowanego wyciszenia silników diesla i debiutującej wówczas w jednostkach benzynowych 4-zaworowej technologii.
To historia. Trzy dekady później Mercedes znów rzuca na rynek wszystko, co najlepsze, nie dając spokoju Audi A4 i BMW Serii 3. Klasa C (mierząca 4,74 m długości, czyli zaledwie o niecałe 6 cm więcej od przednionapędowego CLA) w założeniu konstruktorów ma ustanawiać technologiczny szczyt w swoim segmencie. O zaawansowaniu „małego” Merca świadczą nie tylko nadwozie i karoseria wykonane w znacznej mierze z aluminium (elementy komory silnikowej, maska, drzwi, przednie błotniki, dach, tylna klapa). W Stuttgarcie zadbano też o najnowsze zdobycze z dziedziny elektroniki. Przykładem niech będzie 3-strefowa klimatyzacja sprzężona z nawigacją. Potrafi włączyć obieg zamknięty po tym gdy wykryje, że samochód znalazł się w tunelu. Kosmos, prawda? Przysłowiowym asem w rękawie ma być pneumatyczne zawieszenie, niedostępne do konkurencyjnych pojazdów segmentu D. Pozostaje tylko pytanie, czy w pogoni za przewagą technologiczną nie zapomniano o tym, co tak naprawdę definiuje „bycie Mercedesem”?
Na szczęście nie. Klasa C to – jak większość innych modeli z gwiazdą na masce – bardzo relaksujący samochód. Wnętrze podejmuje pasażerów nisko usytuowaną tylną kanapą i wygodnymi przednimi fotelami otoczonymi „barokowo” stylizowaną deską rozdzielczą. Elektryczne napinacze po zapięciu pasów bezpieczeństwa dociskają je do ramion podróżnych. Na jakość wykonania kabiny trudno narzekać. Tradycjonaliści przeklną jednak system infotainment. Choć grafiki wyświetlane na ekranie wyrastającym z deski rozdzielczej są wspaniałej jakości, to skomplikowanie menu pokładowego oraz sposób operowania dżojstiko-touchpadem i zwłoka z jaką urządzenie reaguje wołają o pomstę do nieba. Zupełnie inaczej rzecz ma się z prowadzeniem Klasy C.
Właściwie od pierwszych metrów pokonanych tym autem można czuć się nim w pewien sposób oczarowanym. Pochwały należą się jedwabiście pracującemu benzynowemu silnikowi z turbodoładowaniem. Jak na pojemność zaledwie 1.6 l mały czterocylindrowiec zaskakuje zrywnością. W motorze zastosowano bezpośredni wtrysk paliwa, układ zmiennych faz rozrządu CAMTRONIC po stronie dolotowej i wydechowej oraz skomplikowany system zapłonowy zdolny wytworzyć do 4 wyładowań świec na jedną milisekundę. Nie zabrakło też pomp oleju i cieczy chłodzącej o regulowanej wydajności. Jednostka napędowa już od najniższych obrotów zapewnia odpowiednio dużo momentu obrotowego i jej zapał nie stygnie nawet, gdy samochód osiągnie licznikowe 120 km/h. Niestety, za silnikiem ewidentnie nie nadąża 7-biegowy automat (unowocześniony 7g-Tronic Plus z funkcją „żeglowania”). Zdarzają mu się poszarpywania i zawahania przy doborze przełożeń.
Podczas autostradowej jazdy Klasą C docenimy doskonałe wyciszenie wnętrza. Sposób działania układu kierowniczego obdarzonego zmiennym przełożeniem wydaje się idealnie dopasowany do samochodu z gwiazdą na masce – pracuje lekko i precyzyjnie. Przy mniejszych prędkościach nie brakuje mu charakterystycznej bezpośredniości wpływającej na zwrotność i łatwość prowadzenia auta.
Mówiąc o komforcie jazdy nie można pominąć zawieszenia pneumatycznego AIRMATIC sprzęgniętego z systemem Agility Control pozwalającym na indywidualizację parametrów pracy podwozia i układu napędowego. Komfortowy program sprawi, że zapomnimy o mniejszych nierównościach, ale spowoduje „pływanie” auta wyczuwalne nawet przy prędkościach rzędu 60 – 70 km/h. Dlatego sensowne wydaje się połączenie sportowego trybu amortyzacji z komfortowym ustawieniem reszty regulowanych podzespołów.
Na koniec pytanie, czy to wszystko jest warte swojej ceny? Czy pomimo pewnych niedoskonałości automatycznej skrzyni biegów poleciłbym zakup dość drogiej Klasy C? Odpowiedź brzmi: tak, bo jazda nią jest wyjątkowym przeżyciem. Momenty, gdy otoczeni luksusem głaskamy gaz i z lekkością nadajemy kierunek autu pozostają z nami na zawsze. Czyż nie o takie doznania chodzi, gdy wydajemy na samochód… No właśnie. Nie powiem ile. Nie wypada wspominać, bo to przecież Mercedes…
Tekst i zdjęcia: Adam Kołodziejczyk
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|