Wmotoryzacji siedzę od urodzenia, ale niewiele do tej pory słyszałem o samochodach opatrzonych znaczkiem Vignale. W sumie nic dziwnego, bo włoska firma projektująca karoserie zniknęła z rynku na kilkanaście lat przed tym, nim ja pojawiłem się na tym świecie. Teraz Vignale powraca dzięki Fordowi, który w latach 70-tych wszedł w posiadanie praw do marki. Pomysłem Forda na wykorzystanie brandu jest sprzedaż luksusowo wyposażonych wersji samochodów pochodzących ze zwykłej palety modelowej. Idea fajna, bo żyjemy w czasach w których za luksus ludzie są w stanie zapłacić dosłownie każde pieniądze. Ford Fiesta Vignale doskonale to obrazuje.
Samochód który udostępniono nam do testów wraz z całym wyposażeniem dodatkowym był warty (uwaga!) ok. 95 tys. zł. Tak – 95 tys. zł za Fiestę. Dużo, prawda? Co dostajemy w tej cenie? Mix tego, co kochamy w zwykłych Fordach oraz nieco powabu z półki premium. Jeśli więc poszukujecie samochodu z segmentu B, który da Wam radość z prowadzenia, nie męcząc jednocześnie zbyt twardym zawieszeniem, to trafiliście dobrze. Fiestą jeździ się doskonale, wręcz intuicyjnie wpisując samochód w szybko pokonywane zakręty. Układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny a elektryczne wspomaganie stawia odpowiedni opór – nie za duży i nie za mały. W sam raz. Można nawet przymknąć oko na lekką nadwagę Forda, bo trzeba Wam wiedzieć że dobrze wyposażony egzemplarz Fiesty to już nie tona, lecz ok. 1200 kg masy własnej. Sporo, choć podczas jazdy naprawdę tego nie czuć.
Ociężałość nie jest wyczuwalna głównie za sprawą napędu. Pod maską testowanego auta pracował osławiony, wielokrotnie nagradzany 1,0-litrowy turbodoładowany motor z serii EcoBoost. Jednostka rozwijająca 100 KM (dostępne są też droższe 125 i 140-konne jej warianty) żwawo zabiera się do pracy i nie męczy pasażerów hałasem. Warkot 3-cylindrowca jest ledwo słyszalny. Świetnie wytłumiono też wibracje pochodzące od silnika. Przyspieszenia można uznać za wystarczające do miejskiej jazdy. Zapał Forda wyraźnie stygnie po osiągnięciu ok. 100 km/h, ale to nie problem przy samochodzie segmentu B. Problem może za to stanowić spory apetyt na paliwo, który w cyklu miejskim ociera się o 10 l benzyny na 100 km. Trochę dużo.
Elementem luksusowego charakteru testowanej Fiesty Vignale była automatyczna 6-stopniowa skrzynia biegów z którą samochód jest o ok. 7 tys. zł droższy, niż z ręczną przekładnią. Niestety wszystko wskazuje na to, że są to raczej kiepsko ulokowane pieniądze. Jazda z „automatem” zamiast relaksować przysparza kierowcy niepotrzebnych trosk. Klasyczna przekładnia ze sprzęgłem hydrokinetycznym gubi się w doborze przełożeń, czasem szarpie przy zmianach biegów i tłumi dynamiczny charakter Fiesty. Niewiele pomaga włączenie trybu sportowego, który zamiast nauczyć się stylu jazdy i odgadywać zamiary kierowcy, trzyma włączone za niskie przełożenia. To nie pasuje do wytwornego stylu Fiesty Vignale. Podobnie zresztą jak niektóre kiepsko wykonane elementy wnętrza. Koronnym przykładem są rączki do zamykania drzwi, trzeszczące w dłoniach za każdy razem, gdy do nich sięgamy.
Żeby nie było niesprawiedliwie, trzeba podkreślić, że Ford naprawdę postarał się, by wersji Vignale nadać odpowiedni klimat. Oprócz unikatowego liliowo-srebrnego lakieru (Milano Grigio), zmienionej osłony chłodnicy, emblematów i chromowanych dodatków tworzą go przede wszystkim elementy wyposażenia wnętrza. Prym wśród nich wiedzie oczywiście skórzana, pikowana tapicerka (za 2600 zł) barwiona fioletowo-brązowym pigmentem. Pokrywa niezwykle wygodne siedzenia i nadaje kabinie wspaniały, dystyngowany wygląd.
Innym miłym dodatkiem jest 10-głośnikowy system audio B&O Play, który gra wprost fenomenalnie jak na swoją cenę (bez nawigacji kosztuje 1330 zł). Taki radioodtwarzacz dostępny jest nie tylko do Fiesty Vignale, ale i do innych wersji wyposażeniowych małego Forda. Jedyny minus fabrycznego audio to głosowa obsługa. Nie jest już tak skuteczna, jak w stosowanych niegdyś w Fordach radioodtwarzaczach marki Sony. Teraz już nie trzeba mówić do radia po angielsku (rozumie język polski), ale pomimo wypowiadania odpowiednich komend, głosowy wybór utworu z pamięci USB stanowi problem. Nie wiem dlaczego.
Co myślę o Fordzie Fiesta Vignale? Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście jego cena. Jest wręcz absurdalnie wysoka (z „automatem” 74 770 zł) nawet bez zagłębiania się w listę wyposażenia dodatkowego i odznaczania na niej kolejnych pozycji. To nie zmienia jednak faktu, że czysto „samochodowa substancja” Fiesty (wyjąwszy automatyczną skrzynię biegów) tworzy doskonały wizerunek auta dla kierowcy. Istotna sprawa, bo w końcu kupując nawet niesamowicie bogato wyposażony pojazd wchodzi się w jego posiadanie po to, by nim jeździć i właśnie z tego czerpać największą frajdę. A pod tym względem Fiesta nie zawodzi.
Tekst i zdjęcia: Adam Kołodziejczyk
KARTA TESTU DROGOWEGO
|
NOTATKI TESTOWE
|